Czy kiedykolwiek pojawiło się w Tobie pragnienie pozornie niemożliwe do zrealizowania? Tak, mi też to się zdarza. Siedzę i myślę, fajnie byłoby ale…, no właśnie, to „ale” trzeba przekuć w czyn. Pasja, determinacja i ciekawość potrafią pragnienia zamienić w doświadczenia. Zabieram Cię w moją w podróż od marzenia do spełnienia.
Góra Grabarka pojawia się na horyzoncie
Tłum ludzi w skupieniu szepcze modlitwy, na kolanach poruszają się w tym samym kierunku. Łzy spływają po twarzach. Wokół krzyże, w centrum niewielka cerkiew. Góra Grabarka, prawosławne święto Przemieniania Pańskiego. Zafascynowana obserwuję ten obraz w telewizorze i natychmiast pojawia się myśl: pojadę tam rowerem. Zobaczę i poczuję to miejsce, gdzie bracia i siostry prawosławni zanoszą swoje intencje. Sprawdzam odległość i odstawiam tę myśl na półkę z tytułem „marzenia”, jednak dziewięć miesięcy później odkurzam ją i pudruję, ponieważ podjeżdżam na Górę Grabarkę rowerem. Ale od początku.
Grabarka na wyciągnięcie ręki
To nie pielgrzymka, ale wyjazd rowerowy na Podlasie dwóch koleżanek, które łączy pasja spędzania wolnego czasu na rowerze. W 2017 wybrałyśmy się na wschodni szlak rowerowy, a Grabarka była jednym z etapów tego rowerowego wypadu. Noc fatalna, nieustannie pada, poranek nie lepszy. Wyjeżdżamy z opóźnieniem, już nie ma sensu czekać na poprawę pogody, wieczorem trzeba być na kolejnym noclegu. Zjeżdżamy z asfaltu na szeroki leśny dukt pełen kałuż i błota. Po kilku minutach wiemy, że łatwo nie będzie. Woda z góry, błoto z dołu okleja nas i rowery. Sprzęt masakrowany z każdym kilometrem, ale trudno. Oczywiście można ominąć las i nadłożyć drogi asfaltem, ale przecież my ambitne (a może lekkomyślne) kobiety, kręcimy dalej. Plan to plan. Po piętnastu minutach mam dość i wiecie, co? Trudno uwierzyć, ale nie pada. Brniemy w błocie, staramy się unikać kałuż i wygląda na to, że to koniec deszczu. Dzięki Boże, Ty zawsze potrafisz zaskoczyć. Im bliżej Grabarki, naszego najważniejszego celu tego dnia, tym łatwiej, błoto wysycha, piach skrzypi w łańcuchach, koła toczą się wartko, no ok, prawie wartko.
Nie wierzę, jestem tu!
Po co to piszę? Tego dnia przejechałyśmy ponad 50 km rowerem, a ta leśna, mokra droga była najdłuższym odcinkiem, ponad 20 km, i zarazem najtrudniejszym. Zdobycie Grabarki to wyzwanie. Końcówkę podjeżdżamy asfaltem i oto nasz cel. Na dole źródełko, kramik z pamiątkami i pan zamiatający chodnik przed ogrodzeniem. Zostawiamy rowery, strzepujemy błoto z nogawek, ostatnie metry podchodzimy schodami. Na szczycie cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego i tysiące krzyży, które kilka miesięcy wcześniej zafascynowały mnie. Cerkiew zamknięta, przez kraty można tylko zerknąć do środka. Przez kilka minut stoimy w ciszy. Trudno uwierzyć, że tu jestem. Jak Ty działasz!
Grabarka, magnes dla dziesiątek tysięcy
Krzyże duże i małe, zdecydowana większość prawosławnych, ale wiele katolickich. Część drewnianych już próchnieje i chyli ku ziemi, metalowe pokonała rdza i te także wyglądają, jakby ich dni były policzone. Stare, omszałe, rdzewiejące i te stosunkowo nowe, proste, a każdy z nich obrasta mniejszymi krzyżykami i niezliczonymi różańcami. Nieprawdopodobne ile ich tu jest. Wydają się mieć „uszyty” różańcowy, barwny strój. Małe krzyżyki zdjęte z szyi wiernych i te duże, majestatyczne, jak ten upamiętniający setną rocznicę bieżeństwa. Od kilku dni jedziemy wzdłuż wschodniej granicy Polski i historia Bieżeńców towarzyszy nam na każdym kilometrze. Czytam tabliczkę umieszczoną na bieżeńskim krzyżu i myślę o tych, których krew wsączyła się ziemię, po której wędrowali.
Weź swój krzyż… i pozostaw go na Grabarce
Samotnie krążę po Grabarce. Niesamowita cisza. Oprócz naszej dwójki widzę może trzy, cztery osoby. Cisza. Tak, tutaj można prawie usłyszeć dziesiątki tysięcy modlitw, które wyszeptali przybywający na Grabarkę pielgrzymi. Zastanawiam się, ile próśb tu przynieśli, ile podziękowań pozostawili, ile nadziei, trosk, radości, bo każdy nawet najmniejszy, najprostszy krzyżyk to jakaś intencja. Tak naprawdę nie chodzi jednak o krzyże, ale o ludzi i sprawy, które przyprowadziły ich na to miejsce.
Wybieram nieduży z napisem Jezu Ufam Tobie. Zawieszam na nim swój mały krzyżyk i różaniec. To święte miejsce prawosławia, ale Bóg jeden, więc także zostawiam intencję, wiozłam ją przez wiele kilometrów. Zostaną tu, aż pokona je czas.