Jezu, czuję, że jestem na marginesie Twojego Kościoła. Czuję, że jestem podejrzana. Jeżeli mnie tu zhejtują, trudno, ucieknę do Ciebie, gdzie mogę czuć się bezpieczna. Naprawdę tego chcesz? Chcesz, żebym z Jedynki stała się Dwójką?
Kościół nie ma oferty dla kobiety bez męża, partnera, celowo nie piszę samotnej kobiety, bo jeżeli ktoś wierzy, nigdy nie jest sam, zresztą nie dotyczy to tylko kobiet, facetów też. Kościół otacza modlitwą i wspólnotami rodziny, pary niesakramentalne i przyznaję, że to jest piękne. Dbanie o siebie na poziomie związku i wspólnoty. Dla singli ma msze i spotkania w intencji znalezienia męża/żony. Bardzo dobrze, zgodne przecież z nauką, ale co dla tych, którzy nie gonią za zdwójkowaniem, co dla tych, którzy są w tym miejscu i czasie, starają się po prostu żyć? Singielka/singiel, nie lubię tego określenia, natychmiast narzucają się skojarzenia z ludźmi, którzy żyją daleko od Ciebie, daleko od innych ludzi. Myśląc i mówiąc o singlu/singielce wielu twierdzi, że to ludzie skupieni wyłącznie na sobie, samorozwoju, karierze, hedonizm bucha na każdym kroku. Usłyszałam kiedyś, że „skaczę z kwiatka na kwiatek”, a we mnie zawrzało. Kurcze, jak słabo mnie znasz, pomyślałam patrząc z półuśmiechem na znajomą, fakt, nasze kontakty urwały się dużo wcześniej. Nie wiedziała, w jakiej jestem sytuacji, ale gdy dowiedziała się, że jestem sama i „olaboga” nie mam dzieci, to na bank skaczę i niszczę te biedne kwiatki.
Jak to jest z tymi Jedynkami (singielkami/singlami), Twój (nasz) Kościół ma tylko taką ofertę? Taka i inna nowenna o męża/żonę, modlitwa, taki święty orędownik od związków, ta fala zalewa katolickie internety, a kiedy coś dla mnie, bo czuję, że to jednak nie to. Jak przetrzymać ten napór i ciśnienie, od którego zaczynasz zastanawiać się: co jest ze mną nie tak, muszę być beznadziejna, bo wszyscy nie mogą się mylić. Pewnie w dużych miastach to się powoli zmienia, Jedynki też są otaczane modlitwą, u nas na prowincji, cóż… Nawet w Internecie słabo w tym temacie.
Wiesz, co? Czuję, że jestem na marginesie Twojego (naszego) Kościoła. Kobieta Jedynka jest podejrzana. Facet, wiadomo musi się wyszaleć, tak zawsze było w patriarchalnym społeczeństwie (nie będę teraz tego rozwijać, to temat rzeka). Kobiety trzeba było sparować, bo puszczone swobodnie, były źródłem pokuszenia tych biednych mężczyzn, a pokusa to już niedaleko do spełnienia. Czy dla Ciebie jestem podejrzana? Nie, nie jestem, Ty nikogo nie potępiasz, nie spychasz poza nawias. Znam odpowiedź, ale tak trudno jest funkcjonować na marginesie Kościoła i świata, dla którego mój styl też jest podejrzany. Kto normalny stara się żyć według Twoich zasad? No, kto? Kto chce żyć zgodnie z Twoją nauką i jednocześnie skazać się na margines?
Twój Kościół, nasz Kościół, będzie musiał zmierzyć się z problemem Jedynek. Znam to: mężczyzną i kobietą stworzył ich, żeby stali się jednym ciałem, ale nie każdego zdwójkuje się. Do nieba to dwójkami, już o tym pisali. Nie wiem, co ostatecznie dla mnie przygotowałeś, czy ten stan będzie trwały, ale jestem tu i teraz, na mojej Jedynkowej pielgrzymce, więc wzmocnij mnie. Jezu, pomódlmy się za Jedynki, nie o męża/żonę, ale żeby dźwignęli swój stan i wypełniali Twoją wolę. Pomódlmy się za tych niesprawiedliwie ocenianych, postrzeganych jako lekkoduchów, bo wielokrotnie słyszałam: jakie ty możesz mieć problemy, co ty wiesz o życiu, jak ja zazdroszczę ci takiego życia. Myślę, że ilu ludzi tyle problemów, pasji i radości niezależnie czy jesteś Jedynką czy mężatką, Jedynką czy partnerem. Niech nikt mi nie zazdrości, tak jak ja nie zazdroszczę, tylko przyjmuję to, co w danym momencie Jezu masz dla mnie. Nie spodziewam się cudu, ale przyjmuję, że mój stan jest zgodny z Twoją wolą. Jest Twoim darem, jak pisał Święty Paweł (1 Kor, 7,7), a dar należy przyjąć z radością, wypełnić go.
W tym tygodniu odbędzie się w moim mieście pierwsza msza dla singli, nie wiem czy ostatnia i uważam, że super, jest potrzebna, ale plakat jednoznaczny. Pomyślałam, znów to samo, ale podobno przed ołtarz nikogo nie będą ciągnąć, więc kto wie, może jednak pójdę…
Aktualizacja z września 2020: Zastanawiałam się czy odnosić się do ostatniej wypowiedzi biskupa Jędraszewskiego, ale zrobię to. Moje poczucie bycia na marginesie Kościoła pogłębiło się. Mówił o ideologii singli. Nigdy nie miałam żadnej ideologii singla. Jestem w pierwszej kolejności człowiekiem, nie singielką. Może nie powinnam denerwować się, ale poczułam, jakbym dostała szmatą w twarz. Ok, zostaję na swoim marginesie, o moim singlowaniu napisałam wcześniej, nie mam nic więcej do dodania.
Justyna
O jak mi było potrzeba przeczytać takie słowa! Trafiłam na Pani bloga, zaglądając gościnnie z grupy Odkryj w sobie Ducha na facebooku, zobaczyłam tekst i zostałam. Mam podobne odczucia – wierzący znajomi albo pocieszają mnie, że „jeszcze kogoś znajdziesz”, albo wyciągają na msze dla singli. A co, jeśli mi jest dobrze w tej chwili tak, jak jest? Omówiłam to z Jezusem, przemyślałam i nie gonię za związkiem. Zamiast tego staram się być pożytecznym człowiekiem i budować relację z Bogiem. Ale wciąż spotykam kogoś, kto wytyka to singielstwo albo jako egoizm, albo pewien brak.
Dziękuję za ten tekst!
Katarzyna Kucharczyk
Generalnie trudny temat, ile trzeba się przez lata nasłuchać, że coś trzeba, że kogoś trzeba, że dwójkami do nieba, itp. Cieszę się, że są ludzie, którzy odczuwają podobnie, jak ja 🙂
Cieszę się, że byłyśmy razem na Odkryj w sobie Ducha i dzięki, że Pani tu zajrzała. Pozdrawiam.
Ann
Skąd ja to znam, jakbyś mi czytała w myślach ;). Też czasem czuję się jak osoba z marginesu. Ale czy każdy musi znaleźć swoją parę? Są wśród nas tacy, którzy nawet nie myślą o szukaniu kogokolwiek i nie wynika to z egoizmu. Są ludzie aseksualni, aromantyczni i według różnych badań stanowią kilka procent społeczeństwa. Jestem jedną z nich, co stawia mnie jeszcze bardziej na marginesie jako „tęczową zarazę”. Czy zawiodłam Boga? Czasem mam wrażenie, że tak, ale nie ja wybrałam bycie „a”. Czy komuś o tym mówię? Wśród osób bardziej wierzących wie o tym tylko jedna i jest to mój spowiednik, któremu nie muszę za każdym razem tłumaczyć, kim jestem. Poza tym gdybym zdecydowała się na „coming out” wśród wierzących znajomych, stałabym się trędowata. Ateiści przyjęli ze zrozumieniem i nie skreślili. W Kościele najtrudniejsze jest dla mnie zakładanie masek i udawanie kogoś innego, niż jestem. Przyzwyczaiłam się, ale niestety często robię tak również wobec Pana Boga…
Katarzyna Kucharczyk
Ann, każde „ujawnienie” jest trudne, bo przyznajesz, że odstajesz od normy, cokolwiek ona znaczy, a inności ludzie po prostu się boją.
Zakładanie maski wobec Boga nie ma sensu. On przecież wie wszystko, stworzył każdego z nas, zna nas lepiej niż my sami. Zakładanie maski to problem nie tylko w relacjach wobec innych ludzi, ale także w samoświadomości. Jest takim zakładaniem, przynajmniej ja tak to odczuwam, mogę się mylić, uciekanie od prawdy o nas samych, próba jakiegoś samousprawiedliwienia.
„Tęczowa zaraza” stało się stygmatyzujące, jak „moherowe berety”, tylko w drugą stronę. Nie akceptuję żadnego z nich. Łatwo jest komuś przykleić etykietkę i cześć. Zresztą po przeczytaniu tego bloga, ktoś może wrzucić mnie do moherów, zresztą niech wrzuca, gdzie chce. I co z tego? Nic, bo nie zna mnie. A co do „sparowania”, może kiedyś nastąpi, może nie, zawsze będzie dobrze.
Pozdrawiam K.