Czy kiedykolwiek poczuliście nagłe przynaglenie, jakby od środka coś pchnęło was w konkretnym kierunku? Jeżeli tak, to ulegliście temu przynagleniu? Przyznaję, że zdarzyło mi się to kilkakrotnie, a nieoczekiwana potrzeba czytania Pisma Świętego, pojawiła się, gdy miałam 18 lat. Przyjęłam to wyzwanie i trwam w nim do dziś.
Gdy miałam około 17 lat zaczęłam interesować się duchowością, a raczej pseudo-duchowością. Traciłam czas na jakieś New Age i inne nazwijmy to głupoty, na szczęście nie trwało to długo. Porzuciłam je nagle, gdy podczas oglądania programu telewizyjnego o jakiejś sekcie, usłyszałam wyraźne zdanie: Po co ci to? Masz przecież Pismo Święte, to czytaj. Nie, nie żadne objawienie, żadne mistyczne odloty. Jestem jednak przekonana, że już na samym początku moich poszukiwań zadziałał Duch Święty. Krótko i na temat skierował moje myślenie we właściwym kierunku. Zaczęliśmy przygodę, której jestem wierna do dziś, a minęło już ponad 20 lat.
W domu był tylko Nowy Testament, ale tego samego dnia zaczęłam czytać. Byłam zafascynowana, nie mogłam się oderwać. Oczywiście częściowo znałam Pismo z Liturgii Słowa, ale to było zupełnie coś innego. Mocne uderzenie i niedowierzanie, jak mogłam na to nie wpaść, tylko stracić kilka miesięcy. Te miesiące były mi jednak potrzebne, żebym zrozumiała co tracę, co traciłam, ale to dostrzegłam później. Po kilku dniach poszłam do księgarni i za odłożone pieniądze kupiłam Pismo Święte wydane przez Pallotinum. Korzystam z niego do dziś, mam do tego egzemplarza jakiś sentyment, przecież jako nastolatka wydałam całe oszczędności, ale inwestycja świetna 🙂
Czytałam niezależnie od tego, jak blisko czy daleko byłam Jezu od Ciebie, zresztą wiesz. Wzloty i upadki, ale zawsze Twoje Słowo było blisko. Dziś czasami zastanawiam się, jak udało się wytrwać i otwierać Pismo, gdy byłam daleko od Kościoła i sakramentów. Tyle lat, jednak nie mam poczucia, że znam ten tekst. Nigdy nie sięgnę do jego istoty, jednak nie zniechęca mnie to. Przeciwnie, każdego dnia jest dla mnie nieodgadnioną zagadką i przygodą.
Mam swoje ulubione fragmenty, a raczej te miejsca, którymi mocno mnie dotknąłeś, np.: Pan jednak rzekł do Samuela: «Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce» (1 Sm 16,7). Nie zliczę ile razy to zdanie pomagało mi, gdy „gotowałam się” w kontakcie z innym człowiekiem. Przecież to ja mam rację, a Ty mówisz – nie tak łatwo.
Jest jeszcze Dobry Łotr z Nowego Testamentu. Doskonale pamiętam sytuację, w której uświadomiłam sobie, że urodziłam się w dniu jego wspomnienia. To było mocne uderzenie, inaczej spojrzałam na jego postać, takie wow: pierwszy człowiek, któremu okazałeś miłosierdzie: Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju» (Łk 23,39-43).
Pojawiło się także pragnienie głębszego wejścia w Słowo i wtedy na mojej duchowej drodze pojawiła się medytacja on-line. Kolejny etap w naszej przygodzie, celowo piszę w liczbie mnogiej, bo wiem, że jesteś w tym Jezu ze mną. Inaczej czytam, inaczej czuję Twoje Słowo i wiem, że ta metoda jest moja i dla mnie od Ciebie. Od kilku lat mam aplikację, dzięki niej Stary i Nowy Testament mam zawsze przy sobie. To dobre uczucie, móc sięgnąć po nie w każdej chwili. Robię tak, niezależnie od nastroju, ale gdy odczuwam niepokój, te czytane kilka razy fragmenty, zazwyczaj pomagają.
Kończy się Tydzień Biblijny, do czytania Twojego Słowa, nie trzeba mnie zachęcać. Jest jednak pozornie mały, a jednocześnie duży problem. Niejednokrotnie zastanawiam się, jak czytać, żeby to nie było tylko skanowanie wzrokiem. Ok, przyznaję, czasami tak jest. Zmęczenie, rozproszenie sprawami danego dnia czy godziny. Czytam i kompletnie nie wiem, co przeczytałam, a gdzie zrozumienie, przyjęcie i wypełnienie? Innego dnia Słowo trafia w punkt, „rzeźbi” w moim wnętrzu. Dotarło jednak do mnie, że wszystko jest od Ciebie, więc nie mogę zagłębiać się w jakieś wyrzuty, że czytam powierzchownie. Dlaczego? Zdecydowałeś, że to w tym momencie nie jest Słowo do mnie, może kiedyś, ale nie teraz. Trzeba czytać dalej, żeby trafić na Słowo dla mnie. Ta przygoda jest fascynująca, ponieważ biorąc Pismo, nigdy nie wiem, czy będę tylko skanować, czy przez kolejne godziny „mielić” jakiś fragment. Czasem przyjaciółka przysyła mi poranną wiadomość: ale dzisiaj Czytania, co? Hmmm, po raz kolejny odpalam aplikację i w skupieniu czytam, ale nie zawsze dociera do mnie to, co do niej. Innym razem mogę bez zastanowienia odpisać: tak, petarda. Ale ilu ludzi, tyle Twoich rozmów z nimi, tyle „przeczytań” Słowa.